Brunei

Państwo Brunei Darussalam - mało kto słyszał o takim miejscu. Położone jest w południowo-wschdniej Azji,na północy wyspy Borneo. Jego jedynym sąsiadem jest Malezja. Większość mieszkańców stanowią Malajowie - rdzenna ludność zamieszkuje obrzeża stolicy Bandar Seri Begawan. Podstawową religią jest Islam, znaczącą rolę odgrywają także buddyści. Brunei jest monarchią absolutną nazwaną sułtanatem. Podstawą gospodarki są dochody ze sprzedaży ropy naftowej i gazu ziemnego, dzięki temu jest jednym z najbogatszych krajów na świecie.

Panorama Bandar Seri Begawan
Brunei położone jest w okolicach równika. Temperatura przez cały rok utrzymuje się w granicach 30 stopni. Nie ma zauważalnych pór roku, ale zasadniczo można je podzielić na dwa okresy: porę suchą i monsunu (październik-marzec).
Obywatele polscy mogą przebywać w Brunei bez wizy do 30 dni. Nie dotyczy to przyjazdów w celu podjęcia pracy lub nauki. Należy wtedy wystąpić o wizę do placówek dyplomatycznych Brunei (w Europie: w Berlinie, Londynie, Brukseli, Paryżu, Genewie). Wymagany okres ważności paszportu przy wjeździe wynosi 6 miesięcy. Nie ma obowiązku okazania biletu powrotnego przy wjeździe, jednak może tego zażądać przewoźnik. 
Jak najwięcej zdjęć :)
 Mieszkańcom żyje się tu bardzo dobrze, są zwolnieni z podatków, nowoczesność dużego miasta jest idealnie wkomponowana w tropikalną dżunglę Borneo. Ceny produktów spożywczych są trochę wyższe jak w Polsce. Posiłek kosztuje ok 10-15 dolarów brunejskich. Jeden dol to ok 2.50 zł. Sułtan cieszy się on ogromnym szacunkiem wśród mieszkańców, są oni dumni, że głową ich państwa jest tak wspaniały, dobry i uczciwy człowiek. W państwie nie ma raczej podróżników, my nie spotkaliśmy nikogo, kto przyjechał do Brunei w celach turystycznych. Dzięki temu sułtanat zachował swoją odrębność i nie został jeszcze przekształcony na potrzeby turystów. Powierzchnia nie jest duża, co pozwala na dokładne i szybkie zapoznanie się z mapą. Najlepiej jest samemu zwiedzać, nie jest to trudne a zdecydowanie więcej nauczymy się i zobaczymy, niż na zorganizowanych wycieczkach z przewodnikiem.

Symbol sułtanatu
Stolica Bandar Seri Begawan leży u ujścia rzeki Brunei do zatoki Brunei :)

Moja wspaniała rodzina stwierdziła, że będąc na Borneo musimy odwiedzić Brunei. 
Z Kota Kinabalu dostaliśmy się tu promem z przesiadką na Labuan (polecam zainwestować w alkohol i papierosy, ceny są nadzwyczajnie niskie - butelka litrowa Jack Daniel’s to ok 30 - 40 zł). Koszt takiego rejsu to 65 Ringgit (65 zł). Po dotarciu do portu najlepiej odejść kawałek dalej 
i zakupić bilet autobusowy za trzy dolary od osoby. Taksówki są drogie, kurs do centrum kosztuje 25 dolarów. Jadąc komunikacją miejską mamy okazję zwiedzić obrzeża Bandar Seri Begawan, okoliczne domostwa i skrawek dżungli. 

Nasza familia :)
Stragan w pobliżu naszego hotelu


Najlepiej omijać okolice szczytu (ok. 16-18) wtedy właśnie na ulicach tworzą się korki, a przedostanie się przez stolicę jest utrudnione. Nasz przystanek autobusowy znajdował się w samym centrum, ok. 150 metrów od Brunei Hotel - naszego miejsca noclegowego. Bardzo polecam ten nieduży obiekt, miła obsługa, dobre śniadania i świetna lokalizacja, nad niewielką rzeczką, tuż przy straganie z lokalnymi specjałami i 5 minut drogi pieszo od meczetu sułtana-najsławniejszej budowli kraju.

 Po zakwaterowaniu i zostawieniu bagażu poszliśmy na obiad do jednej z przydrożnych knajp. Przyglądaliśmy się trochę lokalnej ludności i ku naszemu zaskoczeniu ulicami chodziły kobiety bardzo dobrze ubrane, a drogami jeździły auta, których większość z nas w Polsce nie widziała. Jeszcze przed zmrokiem chcieliśmy zobaczyć ten wspaniały monument ze złotą kopułą. Jest to największy na Dalekim Wschodzie meczet.

Suszone specjały :)



To miejsce nie należało do najczystszych w mieście :) 

 Nie mogło obejść się bez dziesiątek zdjęć. Przy samym meczecie mieści się największa na świecie wioska na wodzie. Gdy zapadł zmrok przemierzaliśmy wąskie kładki bez barierek, które ciągnęły się i ciągnęły. Po dotarciu na ląd natrafiliśmy na duże centrum handlowe, więc postanowiliśmy zakupić jakieś pamiątki. Niestety nie było nic regionalnego, produkty sprowadzane z Europy, Chin czy Ameryki. Znajdziemy tu najlepsze sklepy ze szkłem weneckim, czeską porcelaną i alkoholami z całego świata, które jednak nie jest łatwo nabyć przez mieszkańca o ściśle określonym budżecie. Zaszliśmy jeszcze do KFC i tu muszę bardzo zachwalić puree ziemniaczane podawane w małych pudełeczkach, takich jak kubeczki na lody i polewane sosem (nie wiadomo jakim :)). Chłopaki widząc azjatyckie KFC wchodzili i kupowali po kilka opakowań tego przysmaku. Pobudka o 4 rano, aby zdążyć na prom dała się we znaki, zmęczeni zasnęliśmy w pare minut. 

Masjid Omar Ali Saifuddiena

Piękny monument został zbudowany w 1958 roku. Przedsięwzięcie to trwało cztery lata. Nazwa: Masjid Omar Ali Saifuddiena została nadana na cześć zmarłego ojca obecnego sułtana. Przy budowli mieści się 44 metrowy minaret, który czyni go najwyższym budynkiem w centrum miasta. Podobno w pobliżu meczetu powstał wyższy o kilka metrów budynek, jednak z rozkazu sułtana usunięto górne kondygnacje, aby nie przekroczył wysokości minaretu.

Dwóch braciszków :)
Meczet został zbudowany na sztucznej lagunie nad brzegiem rzeki Brunei. Nieopodal budowli znajduje się wioska utworzona na wodzie -Kampong Ayer. Obecnie monument stanowi najpopularniejszy obiekt turystyczny w kraju, jednak jest on przeznaczony wyłącznie w celach modlitwy do Allaha.

Dalej iść nie wolno
Większość populacji kraju stanowią muzułmanie, a złoty meczet został wzniesiony właśnie na ich cześć. Sułtan nie szczędził wydatków: importowane marmurowe podłogi, kryształowe żyrandole z Anglii, bogato zdobione dywany z Arabii Saudyjskiej i oczywiście kopułę z czystego złota, która wieczorami mieni się pośród gwiazd na niebie.

:)

Nasz elegancik :)
Robi wrażenie :)
Wewnętrzna sala modlitewna pomieści ponad 3000 osób.



Im więcej zdjęć tym lepiej :) 
Laguna przed meczetem :) 
Będąc w Brunei wiele razy mieliśmy okazję zobaczyć twarz sułtana. Nie tylko na banknotach, ale i w domostwach (w każdym musi być podobizna władcy) oraz na ogromnych bilbordach rozstawionych po całym państwie. 

I tu nocą :)

Kampung Ayer

Kampung Ayer składa się z 28 sąsiednich wiosek na palach, które zamieszkuje łącznie 20000 osób. Nazwa pochodzi od rzemiosła i tradycyjnych zawodów, którymi trudniła się ludność. Sto lat temu obszar ten zamieszkiwała ponad połowa ludności kraju i nawet dziś - pomimo wielu zachęt rządowych - mieszkańcy preferują życie na wodzie, niż na suchym lądzie. Jeśli spojrzymy na wybrzeże wioski widzimy luksusowe samochody stanowiące własność jej mieszkańców. Nie należą oni do biednych, lecz ten styl życia odpowiada im bardziej niż lądowy. Wioska stanowi także dom dla sporej części nielegalnych imigrantów.


Chłopcy nabyli nowe mieszkanie :) 

Założona co najmniej tysiąc lat temu wioska jest uważana za największą na świecie osan∂e na palach. Ma swoje własne szkoły, meczety, posterunki policji i straży pożarnej. Domy nie zostały udostępnione dla turystów, jednak mieszkańcy nie mają nic przeciwko jeśli podróżni poruszają się po ich miejscowości. Antonio Pigafetta towarzysz Ferdynanda Magellana odwiedził w 1521 Kampung Ayer, nazwał go "Wenecją Wschodu".
Chyba się zgubił :) 
Transport na Kampung Ayer stanowią przede wszystkim tzw. wodne taksówki, czyli długie drewniane łodzie z podłączonym silnikiem.

Zabłąkani gdzieś na wodzie :)

Alusia szaleje na zakupach :)
KFC
Ciężko byłoby to przewieźć w samolocie :)
Drugi i niestety ostatni dzień w Brunei rozpoczęliśmy od śniadania w hotelu. Nasze walizki zostawiliśmy w przechowalni i poszliśmy na spacer. Postanowiliśmy, że na lotnisko pójdziemy pieszo, gdyż mieliśmy jeszcze mnóstwo czasu, a kraj najlepiej poznaje się przez bezpośredni kontakt ze społeczeństwem.
Przewodnicy - tatuś i synek :))
Nasi najlepsi przewodnicy stwierdzili, że jest ono oddalone tylko parę kilometrów i za godzinę może półtorej będziemy na miejscu. Wędrowaliśmy przez kraj z torbami, nie wiedząc za bardzo dokąd idziemy. Po upływie prawie całego czasu, jaki przeznaczyliśmy  na dojście do celu postanowiliśmy zapytać miejscowego o drogę. Pan w średnim wieku dziwnie się na nas spojrzał i zapytał, czy my idziemy tam pieszo. Mężczyzna powiedział że jest to jeszcze ok 15 kilometrów dalej. Zaskoczeni tym postanowiliśmy pojechać jednak lokalnym autobusem za dolara. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Obowiązkowo wysłaliśmy jeszcze pocztówki do Polski i zakupiliśmy drobne pamiątki. Wskakujemy w samolot i lecimy przez Kota Kinabalu do Jakarty na Jawę. 

Tata bardzo lubi fotografować ruch uliczny :)

Piękny monument 
I znów meczet :)

Model pozuje :D

Pora się żegnać z Brunei :):

Podsumowanie:

Brunei to kraj dość nowoczesny i niepowtarzalny. Wyróżnia się wśród innych połączeniem orientalizmu i nowoczesności napływającej z Europy. Zauważalne są skutki globalizacji - międzynarodowe sieci handlowe i siedziby światowych korporacji. Podczas dłuższego pobytu dopadłaby nas tu nuda, jednak trzeba zobaczyć to miejsce (dwa, trzy dni zdecydowanie wystarczy). Polecam każdemu Brunei - kraj, stanowiący mieszankę kultur, obyczajów i języków. Wyróżnia się wśród innych rejonów Azji przepychem i bogactwem. Każdy kto jest na północy Borneo niech zajrzy do sułtanatu :)

Następny wpis już niedługo. Tym razem będzie to Indonezyjska Java :) 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Barcelona

Delhi Indie

Samoa :)