Singapur :) 


Zachwycające miasto-państwo, położone w pobliżu południowego krańca Półwyspu Malajskiego. Do tego miejsca dotarliśmy nocą i od razu wybraliśmy się na spacer. Naszym głównym celem stało się centrum miasta nad zatoczką, w pobliżu Marina Bay. Po długiej i męczącej podróży marzyliśmy o kolacji. Z lotniska wsiadamy do metra,
które w Singapurze jest punktualne, co do sekundy i posiada dobrze rozwiniętą sieć. Naszym oczom ukazuje się wspaniała panorama ogromnej aglomeracji. Była godzina 21, a w biurach nadal paliły się światła. 


Mosiek rozmawiający przez telefon :)



Czekamy na kolacje :) 
Pierwszą kolację naszego zimowego wyjazdu postanowiliśmy zjeść w jedynej restauracji w okolicy Mariny. Z powodu naszego głodu nie spojrzeliśmy na ceny :) Jedzenie bardzo europejskie - pizza średniej wielkości i piwo. Niestety za błędy się płaci i to słono. Kolacja dla 7 osób kosztowała ponad 1000 złotych,
więc troszeczkę zaszaleliśmy:).


Kiedy starsi oczekiwali na zamówione dania, ja i Łukasz postanowiliśmy porobić troszeczkę zdjęć.
Wydaje się ogromny, ale nie jest wyższy od innych :)
Budynki 
Od lewej: Czesław i Andrzej :)
Piękne miejsce ;) 
Nie wiemy do tej pory czemu "ten monument" służył :)

Z powodu zmiany strefy czasowej obudziłam się ok 3 w nocy, podeszłam do okna naszego pokoju, znajdującego się prawie w centrum miasta i zobaczyłam zakorkowane ulice - więcej ludzi jak w ciągu dnia. Mam wrażenie, że to miejsce nigdy nie śpi, a mieszkańcy zaczynają żyć nocą. Należy tu dodać, iż Singapur słynie z niezwykle srogiego prawa nakazującego porządek.
Kary:
  • Za śmiecenie – 1 tys. dol. singap. (ok. 2,2 tys. zł). 
  • Za jedzenie w metrze – 500 dol. singap. (ok. 1,1 tys. zł). 
  • Jeszcze do niedawna nawet posiadanie gumy do żucia niosło ryzyko spędzenia roku w więzieniu (teraz gumę można już w Singapurze kupić, choć tylko w aptekach)
Następnego dnia wybieramy się na spacer. Za nasz cel obieramy ponownie centrum miasta tym razem w dzień, wjazd na taras widokowy Marina Bay i obiad w Chinatown. Aby poznać lepiej architekturę miasta postanawiamy wysiąść kilka stacji wcześniej i dalszą część drogi przebyć pieszo. Przecież mamy "najlepszego przewodnika na świecie" - wujek Artur :) Odnalezienie naszego pierwszego punktu zajmuje sporo czasu ;).

Prawie cała rodzina, aby tata - fotograf niestety się nie załapał :) 





Marina Bay :) 


Sam budynek robi ogromne wrażenie, w szczególności kiedy człowiek stoi tuż u jego podstawy. Przy nim znajduje się centrum handlowe z najlepszymi, markowymi sklepami świata. 
wnętrze hotelu :)

Niewątpliwie największą atrakcją tego miejsca jest SkyPark, zlokalizowany na 340 metrowej platformie, wznoszącej się ponad dachami trzech hotelowych wieżowców. Na dachu znajduje się długi na 150 metrów basen, z którego goście hotelowi mogą podziwiać nieziemskie widoki miasta. Bilet wstępu na taras kosztuje 

20 dolarów singapurskich (ok. 44 zł.). Kupujemy je na dole przy kasie, po czym wjeżdżamy "windą do nieba":). Wujek kupując wejściówki dla trójki dorosłych i dziecka poprosił 
3 Adults, one chicken (trafne przejęzyczenie :D). Pani sprzedawczyni miała niezły ubaw z nas :).
Nie każdy odważyłby się na taką kąpiel :) 
Widok z tarasu. W tle statki wpływają do portu :)
Miasto 
Bilety :) 
Jako, że zostało nam jeszcze trochę czasu do samolotu na Borneo, postanowiliśmy zjeść obiad w Chinatown. Standardowo jedziemy tam metrem. Samo miasteczko dość zatłoczone, zjeść dobrze też nie ma gdzie /nie licząc McDonald i KFC/. Dobre miejsce na zakup regionalnych (wyprodukowanych w Chinach) pamiątek, jak wachlarze, misy i gobeliny. W odróżnieniu od reszty państwa z czystością nie jest tu za dobrze. W czasie naszej podróży zbliżał się "Chiński Nowy Rok", dlatego uliczki były przystrojone czerwonymi lampionami i innymi tutejszymi ozdobami.
Zdjęcie z metra - oczywiście grozi za to mandat :)
Chinatown wita :)
Typowa ulica Chinatown 

I troszkę o gastronomii :)
Z każdej strony otaczały nas potrawy nie wyglądające zbyt smacznie, czuć było tylko tłuszcz smażonych ryb, prażonego ryżu i owoców morza. Przyprawy i jeszcze raz przyprawy - ich jest tu mnóstwo! Począwszy od wielu rodzajów pieprzu, po suszone zwierzęta i grzyby. Posiłek kosztuje od 5 do 10 złotych.
Nie wygląda smacznie :) 
Co kto chce zakupić ? :) 
Śniadanie, obiad i kolacja - możemy zjeść o każdej porze :)
Dużo piwa :)
Taka to czysta kuchnia - jedna z wielu :)


No i wreszcie nasz obiad i odpoczynek ;)

Po 24 godzinach w Singapurze kierujemy się na lotnisko i dalej - na Borneo. 

Dobre chłopaki :) i lotnisko Changi :) 

Ogólne podsumowanie:
Miasto utrzymane w niezwykłej czystości. Na pewno trzeba uważać, aby nie dostać mandatu. Piękny widok centrum nocą, oświetlone drapacze chmur, knajpki i promenada nadmorska w sam raz na wieczorny spacer. Można tu z pewnością znaleźć bardzo dobrą pracę i osiedlić się na stałe. Według mnie, jest to miejsce ogromnych możliwości rozwoju, które jednocześnie urzeka swoją panoramą i architekturą. Obecnie, jest to najpiękniejsza aglomeracja jaką odwiedziłam. Polecam osobom lubiącym spędzać urlop w miastach, ale nie tylko. Warto poświęcić chodź jeden dzień dla Miasta Lwa. Poza tym pojawia się wiele promocji z Europy do Singapuru - 
my właśnie taką zakupiliśmy i potraktowaliśmy jako "stopover" z krótkim zwiedzaniem. 
Dalej lecimy na Borneo :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Barcelona

Delhi Indie

Samoa :)